sobota, 21 maja 2016

Chyba za chwile dostane zawału...-8 Rozdział

  • Perspektywa Moniki
Po zaledwie tygodniu od pamiętnego dnia z Kłosem, Wroną i Szalpukiem razem z Sarą przygotowywałyśmy się do naszego pierwszego ligowego meczu w barwach bełchatowskich pszczółek. Stres, nerwy i te sprawy, w końcu reprezentujemy sztab medyczny jednej z najlepszych drużyn w Polsce. Należy dobrze wypaść i nie stracić koncentracji, gdy któryś siatkarz nabawi się kontuzji, czy czegoś podobnego...
-Wszystko wzięłaś? To przecież ostatni trening przed meczem i wszystkiego musimy dopilnować, bo jak coś zgubimy to Prezes nam chyba głowy urwie- spytała dla pewności przyjaciółka.
-No tak, pytasz się już setny raz.. Wszystko pójdzie dobrze, nie martw się tak, bo Ci żyłka pęknie- opowiedziałam ze śmiechem.- Chodź jedźmy już, bo się jeszcze spóźnimy, a wtedy to dopiero Prezes będzie zły- dodałam po chwili.
Dziewczyna tylko skinęła głową i po chwili wychodziłyśmy już z naszego mieszkania z torbami fizjoterapuckimi w rękach. Po zaledwie 10 minutach zameldowałyśmy się pod Energią i żwawo weszłyśmy do sportowego obiektu.
-No i są moje ulubione sąsiadeczki- przymilał się Karol- Jest stres?
-No a jak myślisz? Ja to chyba za chwile zawału dostane- odpowiedziała Kłosowi Sara.
-Oj już nie przesadzaj..- zawtórowałam jej
-Ooo, czyżbyś się nie bała?- zapytał ponownie Karol
-Ależ oczywiście, że nie.. No dobra, a tak serio to chyba jasne, że się boje, no ale do tej posady uczyłam się 5 lat, włożyłam całe serce, by mieć jak najlepsze oceny. I co? Mam teraz nie stawić czoła ligowemu meczowi, który był moim marzeniem od zawsze? Pamiętajcie kto nie ryzykuje, nie pije szampana- powiedziałam na jednym wdechu i ruszyłam do naszego gabinetu zostawiając Karola i Sarę z zaskoczonymi minami po moim, jakże pięknym monologu. Nie dane było mi jednak dotrzeć do naszego biura, ponieważ...
-W tej chwili wszyscy na hale, powtarzam WSZYSCY NA HALE!!- wydzierał się Prezes Piechocki
Po około 10 minutach zbierania się i szukania zawodników, wszyscy grzecznie staliśmy w równym rzędzie na hali na przeciwko prezesa, który miał zamiar rozpoczynać swoje przemówienie.
-A więc.. dziś jak dobrze wiecie gramy z Czarnymi, to trudny przeciwnik, ale wierzę w was i wiem, że dacie radę. Jest to także pierwszy mecz w naszych barwach dziewczyn, dlatego proszę nie denerwujcie je, tylko wspierajcie, bo to dla nas bardzo ważny mecz, który w dużym stopniu może zadecydować kto zagra w zbliżającym się finale PlusLigi. Dziękuję, to wszystko, a teraz biegnijcie się przebrać i przygotować do meczu- tymi słowami Piechocki skończył i wyszedł ze sportowego obiektu. 
Wszyscy zawodnicy nakręceni słowami prezesa ruszyli do szatni, a my spokojnym krokiem skierowałyśmy się do naszego biura, by naszykować wszystkie olejki, wcierki i inne przyrządy, które mogły przydać się w czasie meczu.
-Ile do meczu Szalpuk?- zapytałam przyjaciółki, wkładając do torby kolejno bandaże, plastry i spryskiwacze na kontuzje. 
-Cholera, tylko 30 minut.. chyba zejde na zawał Malina..- odpowiedziała poważnym głosem.
-Sara, weź się ogarnij, dziewczyno jesteś dzisiaj jakaś zakręcona.. Nie denerwuj się, bo Ci nakopie do tego twojego chudego tyłka- powiedziałam, żeby przywrócić ją do rzeczywistości i sprowadzić na ziemie.
-Masz rację, nie ma co wariować.. przecież to tylko mecz-odrzekła już nieco spokojniej z uśmiechem na ustach
-No i takie podejście mi się podoba- zawtórowałam jej.
Po spakowaniu wszystkiego, co mogło się przydać na meczu i przebraniu się w klubowe koszulki skierowałyśmy się na halę, by zająć swoje miejsca i potowarzyszyć chłopakom w rozgrzewce. Do meczu- zaledwie 15 minut, trybuny zapełnione żółto-czarnymi barwami i bębnami, które poszły w ruch już jakiś czas temu, atmosfera-niesamowita, teraz już jestem pewna, że to co przeżywałam przed telewizorem nie równa się z tymi emocjami, które czuję się na żywo.. Jest po prostu idealnie.
  • Perspektywa Sary
Po wejściu na sale razem z naszym sprzętem od razu można było wyczuć emocje, płynące z trybun. Wszyscy jednym głosem śpiewali ,,Kto jest mistrzem mistrzem- tylko Skra''. Hymn zrobił ogromne wrażenie. A do meczu pozostało tylko 5 minut. Szybkie porady zawodnikom od trenera, naszykowanie ręczników i napojów i startujemy z przywitaniem gości. Potem przedstawienie kapitanów drużyn, trenerów i wyjściowych szóstek.
-W barwach gości wybiegają dziś..Bołądź, Pliński, Grzechnik, Żaliński, Kampa, Szalpuk i Majstorivić, teraz przywitajmy zawodników PGE Skry, na boisku wystąpią dziś.. Lisinać, Wlazły, Kłos, Conte, Uriarte, Marechal i  Piechocki. PROSZĘ PAŃSTWA CZAS ROZPOCZĄĆ MECZ!!!- zaczął spiker. 
Pierwszy gwizdek i serwis gości- mocny serwis Bołądzia na szczęście zaserwowany w aut, potem skrót Marechala przyjęty perfekcyjnie przez Szalpuka, rozegrany do Żalińskiego i blok Kłosa i Uriarte.. Potem szybkie akcje, zacięta walka i pierwsza przerwa techniczna prowadzimy 8:6. Po krótkiej przerwie na serwisie zaprezentował się Wlazły posyłając asa serwisowego pomiędzy Żalińskiego a Majstorovicia i tak Skra wygrała 1 seta. Potem było już tylko lepiej ataki Conte, punktowe zagrywki Marechala i kiwki Uriarte i wygrywamy w meczu już 2:0. Następny set okazał się jednak bardziej zacięty niż 2 poprzednie, a to dlatego że w przeciwnej drużynie wręcz błyszczał Wojtek Żaliński i Artur Szalpuk, no to się nazywa moja krew... I mimo iż byłam ze sztabu medycznego Skry, to muszę się przyznać, że trzymałam też mocno kciuki za Szalpiego, który w tym meczu odgrywał zdecydowanie pierwsze skrzypce w drużynie Czarnych. Mimo silnej woli Radomian na drugiej przerwie technicznej w 3 secie Skra prowadziła 16:13. Po krótkim odpoczynku zawodnicy wrócili na boisku, gdzie Marechal już się szykował do wykonania swojej zagrywki. Posłał w boisko rywali soczystego plasa, którego z problemami przyjął libero radomskiej drużyny, a Lucas rozegrał do Szalpuka, który wprawdzie skończył świetnie atak, ale upadając na boisko źle postawił nogę i nie mógł podnieść się z pomarańczowego boiska. W hali momentalnie zrobiło się cicho, słychać było tylko krzyk bólu Szalpuka...
-O Jezu... Artur!- czułam jak do oczy napływają mi łzy. Oby tylko nic mu się nie stało, nie teraz kiedy w końcu wszystko zaczęło mu wychodzić.. Nie teraz kiedy rozgrywał najlepszy swój sezon w czarnych i dostawał coraz więcej okazji pokazania się w reprezentacji.. No nie teraz... 
Jakby przez mgłe widziałam jak rehabilitanci przeciwnej drużyny znoszą mojego brata z płyty boiska i kładą go za bandami reklamowymi.. Błagalnym wzrokiem spojrzałam na Blaina, który skinieniem głowy pozwolił mi pobiec do Artura. Biegłam jakby co najmniej ktoś mi dom palił, albo jakby goniło mnie stado wilków. Dobiegając co leżącego chłopaka z trudem wyhamowałam i upadłam na kolana przed bratem. 
-Arczi..- zaczęłam znów płakać, jakby zawalał mi się świat.
-Spokojnie nic mi nie jest, skręciłem tylko kostkę- powiedział spokojnie siatkarz
-Na pewno, a może to jest złamanie i trzeba jechać na prześwietlenie?- zaczęłam wypytywać brata dla pewności.
-Sara.. do wesela się zagoi- opowiedział z delikatnym uśmiechem na ustach- Na prawdę nic się nie stało, ale to miłe, że się tak martwisz- zapewnił i przytulił mnie 
-No dobra powiedzmy, że Ci wierzę- odwzajemniłam uścisk i popatrzyłam na boisko, gdzie Mariusz odbierał statuetkę dla najlepszego zawodnika meczy, co mogło oznaczać tylko jedno- wygraliśmy i to 3:0! W głębi duszy bardzo się cieszyłam wynikiem spotkania, ale najważniejsze, że Arturowi nic poważnego się nie stało... Koniec meczu oznaczał dla mnie i dla Moni tylko jedno, za chwilę będziemy musiały rozruszać swoje rączki, bo czekają nas masaże.. 
Zmęczona meczem udałam się do gabinetu, gdzie Monia masowała Kacpra. Szybko się przebrałam i zabrałam do pracy. 
Po około godzinie wychodziłyśmy z Energii razem z siatkarzami Skry jak i sztabem Czarnych. Wykorzystując chwilę czasu podbiegłam do rehabilitanta zespołu z Radomia i podpytałam o stan mojego brata. Okazało się, że Szalpuk mówił racje, było to tylko skręcenie kostki, więc za ok. 5 dni powinien być gotowy do gry, lekarz przeciwnej drużyny zalecił jednak bym zaopiekowała się bratem i wzięła go na te 5 dni do siebie, bo sam mógłby zrobić sobie jeszcze większą krzywdę.. 
-Artur to jest twoja torba?- zapytałam biorąc torbę z logiem Czarnych z numerkiem 12. 
-Tak a co?- zapytał siatkarz skaczący na jednej nodze.
-A nic, tylko informuję Cię, że nie wracasz dziś do Radomia, jedziesz ze mną i Monią
-Słucham?- zapytał niepewnie siatkarz
-Nie możesz teraz mieszkać sam, dlatego jedziesz z nami. I nawet nie próbuj się przeciwstawiać, bo zadzwonię do taty i powiem mu o tej kontuzji, a wtedy sam po Ciebie przyjedzie i zawiezie do Olsztyna. Chcesz tego?
-Ehh, niech Ci będzie. Gdzie jest ten twój samochód?- zapytał zrezygnowany
Po ok. 15 minutach we trójkę zameldowaliśmy się w naszym mieszkaniu. W czasie gdy Monia brała prysznic ja zrobiłam kolacje, a Artur przykładał sobie lód do kostki. Po zjedzeniu wspólnie kolacji, tym razem ja ruszyłam w stronę łazienki, a potem Arczi. Z racji tego, na codzień mieszkałyśmy tylko we dwie, postanowiłam użyczyć połowę swojego łóżka dla brata. Tak wiem jestem bardzo hojna.. Gdy siatkarz położył się już na swojej połowie łóżka odwróciłam się do niego i pocałowałam go w policzek.. 
-Nie mało strachu się dziś przez Ciebie najadłam- powiedziałam
-Zawsze wiedziałem, że bardzo się o mnie martwisz, ale spokojnie za 5 dni będziesz mnie miała z głowy- odpowiedział ze śmiechem- A teraz idź już spać, bo jest grubo po północy..      
Po tych słowach ułożyłam się wygodnie na łóżku i oddałam krainie Morfeusza..To był zdecydowanie najbardziej stresujący dzień w moim życiu...Dobrze, że już dobiegł końca..



*********
Hejka, witam wszystkich po prawie miesiącu przerwy.. Tak wiem nie popisałam się, ale ostatnimi czasy dokucza mi alergia, która całkowicie zaburzyła moją wenę.. no ale wróciłam i prezentuję Wam 8 i już dziś zapraszam na 9, która nie wiem kiedy się pojawi, ale postaram się dodać ją za tydzień. Także... do zobaczenia :*Zachęcam Was również do komentowania, które bardzo mnie nakręca i motywuje :D